O Mamie bł. ks. Jerzego.

To niezwykła Mama, nieraz proszę o Jej pomoc i wstawiennictwo... 

Miałam z panią Marianną takie dziwne doświadczenie - opiszę jak to było:

był taki czas, jakieś dwa lata temu, gdy naszedł mnie solidny kryzys wiary; gniotła mnie świadomość rozmaitych cierpień ludzi (moje przyjaciółki przechodziły bardzo trudne doświadczenia nie dając rady...) a do tego i ja sama też bywałam na granicy wytrzymałości z różnych powodów.... W każdym razie był to czas większego nawarstwienia spraw ponad moją wyporność i uczucia wraz z rozumem wydały wojnę mojej wierze - tak więc zaczęłam się w niej sypać i jakoś zdawało się, nie widać żadnego światła na ponurym horyzoncie. Chodziłam, pytałam, próbowałam łatać tę wiarę i odnosiłam wrażenie, że ciągle trafiam na bezsens. Aż mnie oświeciło... Przypomniałam sobie, że wiara rodzi się ze słuchania wiarygodnych świadków. Bardzo mocno trafiło mnie po całości- i w rozum, i w uczucia, i jakby prosto w duszę, że tym spotkaniem ze świadkiem, którego poszukuję,  było właśnie spotkanie pani Marianny. Kiedy przed laty byliśmy u niej, wzięła mnie za rękę i - jakby nie wiedzieć czemu - mówiła mi o potrzebie przebaczenia. Dla mnie to było nawet krępująco dziwne, bo w tamtym czasie nie odczuwałam najmniejszych problemów z przebaczaniem. Jakby nie wiedziałam z czym to połączyć, dlaczego akurat do mnie z taką mocą to opowiadała - a w końcu byliśmy tam w grupie pięciu osób. Krępowałam się tym, że do mnie pani Marianna kieruje takie osobiste przesłanie - z naciskiem kazała mi otworzyć stronę w albumie na zdjęciu Księdza Jerzego po wyłowieniu jego ciała z wody i mówiła o przebaczeniu, pytając czy ja rozumiem co znaczy przebaczyć... Niby słowa były jasne, schowałam je w sercu, jedynie czując powagę chwili, ale prawdę mówiąc kompletnie wtedy tego nie rozumiałam. Do czasu tego swojego kryzysu, kiedy to oświeciło mnie, że ta Kobieta, to prawdziwy świadek cudu wiary. Po ludzku, jako matka miała przecież więcej "interesu" w tym, żeby wiara nie stała się przyczyną katuszy Jej syna. Zrozumiałam to dopiero jako matka. Instynkt troski o dobro dziecka jest ogromny. Dobro dziecka w sercu matki kochającej je jest zdecydowanie ważniejsze od niej samej. To cud wiary - właśnie sama wiara pani Marianny, która świadomie i bezwarunkowo ofiarowała syna Kościołowi. Przeniosła tę wiarę ponad męczeństwo syna, Bóg ewidentnie działał w niej cuda - że to zniosła, że dalej wierzyła, że wybaczyła. To ludzką mocą nie jest możliwe. Może po to, aby to pojąć, dotykam w życiu moich granic wytrzymałości co i rusz, i mojego lęku w bezradności o los dzieci na tym świecie? Pani Marianna jest dla mnie przewodniczką wiary, drogowskazem zawierzenia. Jak Maryja... ale jednak w pewien sposób o wiele bliższa - jakby "namacalna", mimo, że już po tamtej stronie. To dla mnie ogromna łaska, że mogłam tak zwyczajnie z Nią porozmawiać, poczuć Jej dotyk, usłyszeć osobiście Jej słowa. Nie jest dla mojego chwiejnego umysłu abstrakcją (jak czasem malują się w nim wszystkie prawdy wiary i święci niewidziani) jak bardzo potrzeba nam takich NAMACALNYCH świadków? Dla mnie osobiście ważne jest też to, że była żoną swojego męża w zwyczajny sposób - to mnie też ustawia prawidłowo, zdrowo i normalnie.