"Aż ciśnie się na usta by przywołać sławny cytat z ks. Twardowskiego - śpieszmy się kochać ludzi… ale nie, nie! W przypadku Waldka tak nie było. Odchodził długo, bardzo długo i w strasznych mękach. Tak, mękach i nie mam tu na myśli jedynie wycieńczającej ciało choroby, ta wyniszczała to co widoczne. Waldemar cierpiał duchowo - okrutnie cierpiał i właśnie to go zabiło. Kiedy jeszcze mogłem z nim nawiązać kontakt, powtarzał w kółko, czemu oni mi to zrobili… No właśnie - czemu mu to zrobili???
Kiedy ubeckie sługusy przywiozły go do mieszkania, kilka dni wcześniej uprowadzonego ks. Jerzego, bo tylko tam się czuł bezpieczny mówił mi, że bez wahania zaryzykował swoim życiem, żeby powiedzieć światu kto dokonał zamachu na księdza. Kilka dni później dowiedzieliśmy się, że był to zamach na życie księdza.
Szybko okazało się, że ta w istocie desperacka ucieczka Waldemara, jedynego świadka porwania spowodowała, że napastnicy musieli zmienić plany wobec swojej ofiary. Dziś nie ma sensu rozwijać tej kwestii i przywoływać wielu z możliwych wersji tych wydarzeń. Dziś odprowadziliśmy na wieczny spoczynek człowieka, któremu zawdzięczamy choćby i to, że mamy relikwie ciała największego współczesnego naszym pokoleniom Męczennika.
No właśnie pożegnaliśmy - bohatera, który przez lata niemal na rękach był noszony - owszem, noszony przez wielu, w tym i przez elity które po 1989 roku przejęły władzę. Wszędzie był owacyjnie witany. Na mszach żoliborskich, ale nie tylko tam, po wymienieniu jego nazwiska długo brzmiały owacje. Tak, tak, pamiętamy to… Wywiady, dziennikarze, zaproszenia na spotkania. Otoczony troskliwą opieką przez lata używany był jak maskotka dodająca blasku, kolejnym lansującym się na nim działaczom związkowym i politycznym.
Aż nagle - któregoś dnia przyszedł do niego jakiś wysłannik układu, mniejsza o to której ze stron i zapowiedział mu, że jeśli nie potwierdzi przedstawionej mu wersji wydarzeń z 1984 roku, to pożałuje tego. Po raz kolejny Waldemar zachował się jak trzeba, szorstko odprawił wysłannika. Niestety szybko przekonał się, że to nie były czcze pogróżki. Wkrótce znalazł się ktoś, jakiś oszlifowany w PRL prokurator, któremu „przeciekło” ze śledztwa, że to właśnie Chrostowski jest głównym współsprawcą porwania - a więc i zbrodniarzem… Szok!!!
Nieważne, że oskarżenie nie miało żadnych realnych podstaw. Wystarczyło, że nagle znalazł się jakiś podobno śledczy dziennikarz, który publicznie postawił Chrostowskiemu zarzut współpracy z SB. Nieważne, że oszczerca przegrał serię procesów w sądach. Wkrótce pojawiła się, a jakże zasłużona dla niepodległości dociekliwa reporter filmowa i - wysmażyła na bazie zbiorów IPN dzieło w którym ksiądz jak najbardziej, pomimo licznych ograniczeń w sprawowaniu funkcji liturgicznych ciągle jeszcze katolicki ksiądz - kapelan komandosów 68, ogłosił Waldemara Chrostowskiego Judaszem i zdrajcą. Tak po prostu - nakarmiony rewelacjami wspomnianego prokuratora i jego akolitów - bez żadnego już sądu, ba nawet wbrew wyrokom sądów, wszem i wobec oznajmił, że zdrada jest bezsporna. - Koszmar. To ten cios był prawdziwą przyczyną silnego wstrząsu, załamania nerwowego i w rezultacie wyniszczającej choroby, która zakończyła życie, dziś już ś.p. Waldemara Chrostowskiego.
19 stycznia 2021 roku zgromadziliśmy się na Mszy pogrzebowej, no właśnie 19 dnia miesiąca… Przyszło nas tam być może nawet zbyt wielu jak na obecne wymogi sanitarne. Przyszli przyjaciele i ci wszyscy, którzy mają świadomość jak wiele zawdzięczamy temu niekwestionowanemu bohaterowi, który tam wtedy pod Górskiem bez wahania na stos rzucił życia los. Zabrakło i chyba dobrze tych wszystkich, którzy skutecznie zostali zainfekowani jadem oszczerców. Trudno - poświęcę im jeszcze kilka słów…
Były przemowy, odważne i piękne. Oprócz bohaterskich Hutników warszawskich, głos zabrał też znany pisarz i dziennikarz, który nazwał hienami tych, którzy przez lata usiłowali się lansować na krzywdzie człowieka który, jestem tego pewny, złotymi zgłoskami zapisał się w dziejach i pańtwa Polskiego i Kościoła Powszechnego. Co więcej, jestem też pewny, że przyjdzie jeszcze taki czas, kiedy i Państwo i Kościół docenią znaczenie bohaterskich czynów Chrostowskiego. Wielokrotnie bowiem narażał on swoje bezpieczeństwo i życie. Będziemy się o to upominać, ale upomni się też sam ksiądz Jerzy o swojego przyjaciela. (-)
Piękna była ta Msza - dłuższa niż zazwyczaj. Nie zabrałem głosu, pomimo tego, że byłem tam jedynym człowiekiem, który najdłużej z obecnych, bo od ponad pół wieku, znał Waldemara. W ciszy serca żegnałem przyjaciela, który kiedy miałem bodaj 17 lat uczył mnie jak być człowiekiem przyzwoitym. Takim był on sam. Straszliwie doświadczony w dzieciństwie. W czasie wojny na oczach dwóch jego braci partyzantka sowiecka przygotowująca zaopatrzenie dla nadchodzącej czerwonej armii, zastrzeliła ich rodziców za odmowę wydania żywności. Przygarnięty przez obcych ludzi, państwa Chrostowskich, dopiero po dziesięcioleciach odnalazł braci. Był, tak jak umiał najlepiej, koleżeński uczynny, zawsze skory do walki z systemem zła. Tak poznał księdza Jerzego. Brał udział w strajku w Szkole Pożarnictwa. Wyrzucony z pracy za zorganizowanie komórki Solidarności głównej jednostce Staży pożarnej w Warszawie, na długo pozostał bez środków do życia. Pomagałem mu zatrudniając go w swoim przedsiębiorstwie, ale któregoś dnia, chyba w marcu 1982 roku poprosił, żebym pojechał z nim do księdza, który pomaga takim jak on, wyrzuconym z pracy za działaności związkową. Takim sposobem i w moim życiu zaczął się czas odmiany. Długa to opowieść, nie na ten moment.
Wiem tylko, że to Waldemarowi zawdzięczam jakim człowiekiem obecnie jestem. Gdyby nie on, nigdy nie poznałbym księdza Jerzego, który wyprostował wiele z moich dróg. To dzięki Waldkowi doświadczyłem łaski wspierania bł. księdza Jerzego w najważniejszych momentach Jego posługi i Jego działalności. Wspólnie braliśmy udział we wszystkich chyba wydarzeniach z księdzem związanych. Tak wiele ich było… aż do 19 października 1984 roku i później…
Kiedy Chrostowski cieszył się zasłużoną sławą bohatera, ja pokornie stałem z boku. Kiedy go opuszczono, przyjąłem go do swojej spółki i przez lata prowadziliśmy działaności gospodarczą do czasu, kiedy znów trzeba było włączyć się w sprawy Polski. A kiedy go oczerniono i z powodu choroby nie mógł już się bronić, zacząłem ryzykowny wciąż trwający bój w obronie należnej mu czci. Czci tego bohatera ale też i w obronie prawdy o tamtych czasach - o księdzu Jerzym też. To Trwa…
Dziś pożegnałem swojego przyjaciela - już nie cierpi, więcej go tu nie skrzywdzą. Już jest pod opieką swojego Patrona. Ufam, że miłosierdzie naszego Pana sprawi, że Waldemar odpocznie na łąkach zielonych, że poczeka tam i na nas, że się spotkamy w Domu Ojca. Tak wierzę.
Na zakończenie wrócę do poety ks. Twardowskiego - śpieszmy się kochać ludzi - Tym razem jednak wołajmy do oszczerców, w istocie oprawców, by póki jeszcze mają czas ratowali swoje sumienia, swoje dusze. Waldemar żyje już w innej, lepszej rzeczywistości, ale ci tu jeszcze mają czas… Śpieszcie się, nie znamy bowiem dnia ani godziny…
Waldemar - niech odpoczywa w Pokoju. 19 styczeń 2021r."
Adam Nowosad